sobota, 18 stycznia 2014

Rozdział 9


Jakbym miała zatytułować ten rozdział to zapewne "Zimna, jak grudniowy deszcz". Hmmm może dodałabym jeszcze pytajnik na końcu... Jenak nie mam tego w zwyczaju, więc jest to po prostu "Rozdział 9" na który musieliście cholernie długo czekać. Przepraszam was za to serdecznie. Na moim innym blogu już podałam informację że biorę się w garść i zaczynam ogarniać terminy. Od teraz zero spóźniania się i tłumaczenia. Rozdział z numerkiem 9 wyszedł bardzo uczuciowy, ale wiele wyjaśnia. Nie przedłużając zapraszam do czytania.



James czuł się jakby zatrzymała mu się akcja serca. Nagle przestał odczuwać cokolwiek. Tylko strach. Czysty strach. Tak cholernie bał się że skoczy. Że ją straci...
Nie wiele myśląc pognał znowu w stronę zamku. Potykając się o wszystkie okoliczne kamienie biegł jak na złamanie karku. Ledwo za nim nadążając biegła Vivian.
Gryfon biegł przez ciemne, całkowicie puste hogwarckie korytarze. Nie przejmował się czy ktoś go zobaczy, czy jakiś nauczyciel wlepi mu szlaban... Nawet nie zdawał sobie sprawy że jest już dobrze po północy. Liczyła się tylko Diana. Zawsze liczyła się tylko ona. A teraz wreszcie, gdy wychodził na dach po drabinie na strychu zrozumiał jaka bezsensowna jest jego miłość.
Kochał tak bardzo dziewczynę, która nawet nie chce z nim rozmawiać za jeden głupi błąd, którego nawet nie popełnił. Kochał dziewczynę, która nie darzyła go żadnym zaufaniem. Kochał dziewczynę, która niezdolna była do tego by tę miłość odwzajemnić. Kochał dziewczynę, którą kochali wszyscy, ale, która nie kochała nikogo. Tak mocno kochał dziewczynę zimną jak ten deszcz, który moczył mu włosy i zasłaniał widoczność. Była dokładnie taka sama jak grudniowy deszcz. Zimna, przysłaniająca cały świat. Jednak to właśnie w kontakcie rozgrzanego ciała z zimnym deszczem czuło się dreszcze i ciepło własnej skóry.
Stała teraz tak blisko że chłopak niemal czuł zapach jej intensywnych perfum. Widział łzy spływające po jej zaczerwienionych od wiatru i zimna policzkach. Młody Potter podszedł bliżej niej.
- Odejdź, Potter - powiedziała zimnym, całkowicie wypranym z uczuć tonem, a kolejna łza spłynęła leniwie po jej policzku.
James wiedział że nie może spełnić jej prośby. Dla jej własnego dobra.
Podszedł więc do niej ostrożnie uważając żeby nie poślizgnąć się na mokrej dachówce. Złapał objął ją ramionami w pasie i mocno przycisną do siebie. Poczuł jak zimna jest jej skóra, jak przemoknięte jest jej ubranie i włosy. Chciał ją ogrzać, choćby własnym ciałem, albo samemu zmoknąć i stać się zimnym. Tak jak ona i ten grudniowy deszcz. Chciał być przy niej i chciał żeby mu na to pozwalała. Chciał ją przytulać. Chciał jej godzinami mówić jak ją kocha. Nie musiałaby nic odpowiadać. Wystarczyłoby żeby się uśmiechnęła wtedy. Chciał patrzeć jak usypia i jak się budzi każdego dnia. chciał ją uspokajać, kiedy się złości. Chciał ją na kolanach przepraszać, kiedy powie, albo zrobi coś nie tak. Chciał żeby mu wybaczała. Za każdym razem. Tak bardzo pragną żeby mu na to wszystko pozwoliła. Jednak ona była zimna, jak grudniowy deszcz. Chłopak poczuł jak łzy powoli zaczynają spływać po jego policzkach.




***

O dziwio dziewczyna wcale się nie opierała. Patrzyła jedynie pustym wzrokiem w przestrzeń. Dając się powoli zaciągnąć do niewielkiego okna prowadzącego na strych.
Diana nie wiedziała co myśleć. Czuła ciepłe łzy Jamesa, które moczyły jej i tak już kompletnie przemoknięty sweter. Nie rozumiała z tego nic. Nie wiedziała dlaczego. Najpierw James próbuje zaskarbić sobie jej przyjaźń i zaufanie, później bije do nieprzytomności Severusa, a teraz płacze jej w ramię. Coś tu było nie tak. Coś tu się nie trzymało kupy, ale co?
To było jakby było ich dwóch. James-Podła-Świania-Potter, przed którym ostrzegał ją ojciec, który pobił Severusa, który nachalnie podrywał ją pierwszego dnia gdy się poznali na stacji i do którego lepiły się wszystkie dziewczyny, które aktualnie nie były zajęte bratem Diany, ale był też drugi, James-Potulny-Misiak-Potter. Ten był zabawny, uroczy i niezwykle czuły i wrażliwy. Właśnie ten Potter odprowadzał ją co dzień do dormitorium i przychodził po nią co rano, nosił jej torbę z książkami, wygłupiał się jak mógł tylko po to żeby ją rozbawić i przerażony płakał jej teraz w ramię. Tego Pottera lubiła bardziej niż by sama tego chciała i o wiele bardziej niż ojciec mógł o tym wiedzieć. Właśnie tego chciała mieć przy sobie, choć nie potrafiła się do tego do końca przyznać. Była rozdarta na pół. Z jednej strony chciała mu wybaczyć, przytulić się do niego i również rozpłakać, ale z drugiej nie potrafiła mu wybaczyć tego co zrobił jej najlepszemu przyjacielowi.
James wziął ją na ręce tuż przy zejściu na strych i powoli, i delikatnie opuścił ją na bezpieczną podłogę strychu.
- Merlinie, Salazarze i Godyku! - wykrzyknęła Vivian gdy tylko zobaczyła przyjaciółkę. - Zwariowałaś?! Co ty tam właściwie chciałaś zrobić?! Wiesz jak się martwiliśmy?! Bałam się! Bałam się że skoczysz! - krzyczała ze łzami w oczach wymachując nerwowo rękami.
Jednak Diana nie odezwała się słowem. Podniosła się tylko z podłogi i spojrzała na przyjaciółkę pustym, nie wyrażającym żadnych emocji spojrzeniem błękitnych tęczówek. Słowa Vivian nie do końca do niej docierały.
James powoli zszedł po drabinie. Również w milczeniu podszedł do Diany i złapał ją za ramiona jakby się bał że mu ucieknie i chciał się jej dokładnie przyjrzeć.
- Dobrze się czujesz? - spytał starając się zabrzmieć chłodno, ale w jego miodowych oczach wciąż błyszczały łzy.
Malfoyówna skinęła potakująco głową, a Vivian zamilkła.
- Baliśmy się o ciebie - powiedział jeszcze chłopak i przytulił ją czule do siebie. Jednak Ślizgonka nawet nie drgnęła. Stała tak jak przedtem.
Chłopak wypuścił ją z objęć i odsunął się od niej. Spojrzał na nią z zawodem.
- Potter, zrób coś dla mnie i nie pokazuj mi się więcej na oczy - odezwała się Diana tonem głosu równym zeru bezwzględnemu. - Nigdy. - dodała, a jej słowa dla Jamesa brzmiały ja wyrok. Wyrok śmierci.
Malfoyówna z niewzruszonym wyrazem twarzy odwróciła się do Vivian, która jeszcze do tego momentu była przekonana że jej przyjaciółka wybaczy Jamesowi lada dzień.
- Przepraszam, Vivian że cię przestraszyłam. Wracajmy już do dormitorium.



***

Blondwłosa Ślizgonka obudziła się bardzo wcześnie. Była niewyspana i zmęczona, jednak żadnego sensu nie miało kładzenie się spać, gdyż to sen wykańczał ją najbardziej.
Wstała powoli z łóżka i cicho, aby nie budzić Vivian podreptała do łazienki. Tam za pomocą makijażu i buteleczki eliksiru pieprzowego doprowadziła się do porządku. Ubrała biały kaszmirowy sweterek, szarą plisowaną spódniczkę i białe, ażurowe rajstopki. Platynowe loki spięła w wysokiego kucyka, a na stopy włożyła swoje ulubione pantofle mieniące się delikatnie na srebrno.
Po cichu dokończyła pakować walizki na swój dzisiejszy powrót do domu.
Gdy już była gotowa, walizki stały obok drzwi, a czarny płaszczyk wraz z czarnymi kozakami tuż obok Diana udała się do Skrzydła Szpitalnego.
Gdy weszła do dużego jasnego pomieszczenia poczuła charakterystyczny zapach mieszanki leków i środków dezynfekujących.
Zajęte było tylko jedno łóżko. Diana po cichu usiadła na stołku obok niego. Severus jeszcze spał, jednak nie był to spokojny sen. Dziewczyna patrzyła jak jej przyjaciel rzuca się na łóżku i kręci mamrocząc coś po nosem.
- Ciiiii..... - szepnęła Diana głaszcząc Severusa po ramieniu. - Spokojnie, Sev.... To tylko sen. Zły sen.... - szeptała łagodnie próbując go uspokoić.
Severus zachłysnął się nerwowo powietrzem siadając gwałtownie na łóżku. Otworzył powieki i spojrzał na Diane tymi swoimi czarnymi, bezdennymi tęczówkami.
- Diana? - spytał z niedowierzaniem.
- Przyszłam cię odwiedzić przed wyjazdem... - powiedziała, a na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. - Jak się czujesz?
Severus nie mógł uwierzyć w to co słyszy. Ktoś się go zapytał jak się czuje... Kogoś obchodził jego los... I to nie byle kogo. Dziewczynę, którą kochał bardziej niż potrafił to sobie wyobrazić, dziewczynę, którą kochał odkąd sięgał pamięcią.
- Już lepiej - powiedział z rozmarzeniem wpatrując się w błękitne oczy Malfoyówny.
Dziewczyna roześmiała się widząc jego nieobecny wzrok. Była przekonana że się wygłupia.
- Oj, Sev... - westchnęła z uśmiechem.
- Oh, właśnie... Mam coś dla ciebie - powiedział z uśmiechem Snape. - Jakoś udało mi się przekupić jednego pierwszaka żeby mi to tu przyniósł...
- Dla mnie? - zdziwiła się blondynka.
- Prezent świąteczny.... - odparł chłopak, a na jego blade policzki wpełzły szkarłatne rumieńce.
Diana zgodnie z dalszymi instrukcjami Severusa otworzyła pierwszą szufladę w szafce stojącej nieopodal łóżka. Leżał tam zawinięty starannie w srebrny papier pakunek. Przewiązany był ciemno zieloną wstążką.
- Po Ślizgońsku... - zauważyła z uśmiechem Diana zaczynając rozpakowywać prezent.
- Proszę nie rób tego - zatrzymał ją dłonią Severus i skrzywił się nieznacznie. Było widać że każdy ruch wciąż sprawia mu niewiarygodny ból. - Nie otwieraj przy mnie.
- Dobrze - zgodziła się dziewczyna odkładając pakunek na szafkę.- Ale połóż się... - poprosiła starając się żeby jej głos zabrzmiał łagodnie.
- Mówisz jak Pani Pomfrey - prychnął z udawanym rozbawieniem Severus próbując powoli się położyć na łóżku. Jego usta przy tej czynności znów wykrzywił wyraz bólu.
- Dziwisz jej się? spytała dziewczyna patrząc że współczuciem na ból przyjaciela. - Normalnie zabiłabym tego Pottera za to co ci zrobił - dodała z jadem w głosie.

Severus przełknął nerwowo ślinę. Nie był dumny z tego jak się zachował. Gryzło go to już kilka nocy z rzędu.
- Diana... - zaczął cicho nie wiedząc jak przyznać jej się do kłamstwa żeby nie przestała się do niego odzywać tak, jak teraz do Pottera.
- Spokojnie Sev - przerwała mu, a na jej ustach pojawił się tak rzadko spotykany szczery uśmiech. - Nie zrobię mu krzywdy - wyszeptała mu do ucha z rozbawieniem gładząc czule jego włosy.
Severus przez chwile zapomniał jak się oddycha. Jeszcze nigdy nie była tak blisko niego. Jeszcze nigdy nie czuł tak dokładnie konwaliowego zapachu jej perfum. Całkiem zapomniał co miał przed chwilą jej powiedzieć.
- To zabawne że się tak nim przejmujesz po tym wszystkim - powiedziała odsuwając się od niego i patrząc mu w oczy, które teraz niczym małe węgielki płonęły żywym ogniem. Diana jednak tego nie zauważyła, albo po prostu nie chciała zobaczyć.
- No już... Posuń się. Chyba nie myślisz że będę siedzieć na tym niewygodnym stołku - odezwała się ponownie, a jej uśmiech nie był już tak delikatny jak przed chwilą lecz pełny i radosny. Taki jakiego Severus u niej nigdy nie widział.
Czym prędzej przesunął się na jeden z boków łóżka. Malfoyówna natomiast wgramoliła się obok niego na drugi. Położyła głowę na jego ramieniu.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę że cię mam... Nie wiem co bym zrobiła gdyby ci się coś stało - powiedziała cicho.
Severus był pewien że to sen. Że to kolejny sen z którego za chwilę się obudzi i okaże się że ona go nawet nie zauważa na korytarzu, ale wszystko wydawało się być takie realistyczne. Dotyk jej skóry, zapach jej włosów i jej głos....
Diana nigdy nie była zbyt wylewna, więc naprawdę musiał dla niej coś znaczyć skoro powiedziała mu coś takiego.




***

Pan Malfoy przemierzał właśnie hogwarckie korytarze.
Pamiętał swoje lata szkolne jakby to było wczoraj. Pamiętał też wojnę o której Minister Magii, Rufus Scrimgeour kazał im zapomnieć. Nie uważał tego za dobre rozwiązanie. To tylko rozwścieczyło tych Śmierciożerców, którzy do końca byli z Czarnym Panem, a którym udało się uniknąć kary lub uciekli z Azkabanu miesiąc temu. Całe ministerstwo aż huczało od plotek. Nikt nie wie kto nimi dowodzi. Kilka osób zarzekało się że widzieli tam Bellatrix Lestrange, ale jak to było możliwe skoro podczas Drugiej Bitwy o Hogwart została zabita przez Molly Weasley.
Ludzie mówili że są rządni krwi, a potwierdzały to tylko liczne zamachy na rodziny, które odwróciły się od Czarnego Pana lub zeznawały na niekorzyść Śmierciożerców, którzy byli wśród uciekinierów.
Draco również zeznawał. Był jednym z najważniejszych świadków. Wiedział że będą próbowali go zabić, albo chociaż zastraszyć. Nie bał się o siebie. wiedział że sobie jakoś poradzi. Bał się o swoje dzieci.
Dlatego nie chciał puścić ich dzisiaj pociągiem. Obawiał się że mimo opieki Aurorów Rycerze Walpurgii w jakiś sposób wtargnął do pociągu i zrobią im jakąś krzywdę.
Bardziej bał się o Dianę. wiedział że nie jest taka jak brat. Wiedział że ona będzie walczyć. Do końca. Choć w tej sytuacji lepiej jest się poddać. Iść na układy. Tak zapewne zrobiłby Scorpius, ale nie Diana. Draco sam nie wiedział po kim jego córka jest taka uparta.
Wtedy to na korytarzu zobaczył synonim upartości, Harrego Jamesa Pottera. Usta Pana Malfoya od razu gdy zauważył swojego szkolnego wroga wykrzywiły się w wredny jadowity uśmieszek.
Mężczyzna stał opok swojego pierworodnego syna i pocieszająco klepał go po ramieniu. Chłopak miał zaczerwieniony noc, podkrążone oczy i co chwila pociągał nosem. Wyglądał jak siedem nieszczęść. Przeziębiony i zrozpaczony. Draconowi prawie się go szkoda zrobiło. Prawie.
- Witaj Potter - odezwał się gdy tylko podszedł do nich bliżej.
- Malfoy - Harry chłodno skinął głową mężczyźnie.
- Dobry, Panie Malfoy - wydukał James z utkwiony w posadzce wzrokiem.
- Cóż ja widzę... Nie trzymają się ciebie dzisiaj głupie żarty? - spytał blondwłosy mężczyzna, a głos jego przesiąknięty był sarkazmem.
Harry spiorunował Dracona spojrzeniem.
- Z resztą bardziej interesuje mnie kwestia miejsca w którym znajduje się moja córka. Znając twoje zainteresowanie jej osobą przypuszczałem że nie zostawiłbyś jej długo samej, jednak jej tu nie ma. Gdzie więc jest? - spytał takim tonem głosu że Jamesowi aż ciarki przebiegły po plecach.
- N-nie wiem, Psze Pana... - wydukał chłopak spoglądając niepewnie na ojca Diany. - Ale sprawdziłbym na Pana miejscu u tego kłamcy, Smarkeusa - dodał odzyskując odwagę. W jego głosie było słychać pogardę, a jego zwykle spokojne i ciepłe oczy płonęły teraz wściekłością.
Draco uśmiechnął się pod nosem na ten widok.
- A czymże on ci zawinił? - spytał, a w jego oczach pojawił się nieznany nawet Harry'emu błysk.
- Okłamał ją. Ten bydlak okłamał Dianę - powiedział z wściekłością zaciskając dłonie w pięści. - Tylko po to żeby mnie pogrążyć. Tylko po to żeby się do mnie przestała odzywać. No i ma! Dopiął swego! - wykrzyknął wymachując rękami. Harry złapał syna za ramię próbując go powstrzymać zanim powie coś głupiego, ale ten zrzucił jego dłoń i mówił dalej. - Pan też dopiął swego! Teraz ona mnie nienawidzi, a ja ją kocham! Rozumie to Pan?! KOCHAM JĄ!
Harry czuł jak jego szczęka opada z łoskotem na posadzkę. Powiedział to. Wreszcie to powiedział. Właściwie to wykrzyczał. Gorzej że jej ojcu, który nienawidzi całej ich rodziny.

James odwrócił się na pięcie i ruszył szybkim krokiem przez korytarz. Kopiąc po drodze ściany i fucząc pod nosem. Draco uniósł tylko nieco wyżej brwi po czym z nieodgadnionym wyrazem twarzy ruszył w druga stronę korytarza.